NFL
Weronika Zawistowska: po kontuzji nagle czuję się super na boisku. Nawet biegowo nie mam poczucia, że odstaję

Weronika Zawistowska: po kontuzji nagle czuję się super na boisku. Nawet biegowo nie mam poczucia, że odstaję
Weronika Zawistowska (fot. Getty Images)
Weronika Zawistowska (fot. Getty Images)
Dawid Brilowski
Dawid Brilowski obserwuj
Weronika Zawistowska przez rok była nieobecna w świecie piłki przez zerwane więzadła krzyżowe. Wróciła, jak sama deklaruje, pod każdym względem silniejsza. – Chyba musiało się tak stać. Po kontuzji nagle czuję się super na boisku – mówi w rozmowie z TVPSPORT.PL. Przed nią intensywne tygodnie. Po meczach Ligi Narodów wróci do Monachium, gdzie już niedługo w ćwierćfinale Ligi Mistrzyń podejmie Lyon.
👉 Transmisja meczu z Irlandią Północną w TVP. Oglądaj!
Dawid Brilowski, TVPSPORT.PL: – Żaden moment nie jest dobry na kontuzję, ale wydaje mi się, że ta twoja wydarzyła się w wyjątkowo pechowym momencie. Akurat wróciłaś z wypożyczenia do Bayernu Monachium.
Weronika Zawistowska: – Tak, to wydarzyło się tuż po powrocie z Kolonii. Miałyśmy wtedy obóz przygotowawczy w Monachium. Trenowałam z dziewczynami nieco ponad miesiąc i… nagle na jednym z treningów zerwałam więzadło krzyżowe. Musiałam przejść operację. I może nie powinnam tak mówić, ale chyba musiało się tak stać. Po tej kontuzji nagle czuję się super na boisku. Nawet biegowo nie mam poczucia, że odstaję od dziewczyn. Wcześniej było inaczej. Pomimo, że w Koeln grałam przez dwa lata regularnie, a do tego w reprezentacji, trudno było mi wejść na poziom koleżanek z Bayernu. Tymczasem po kontuzji wróciłam silniejsza i mentalnie i fizycznie.
– W jaki sposób kontuzja przyczyniła się do poprawy formy?
– Treningi w trakcie okresu rehabilitacyjnego były na najwyższym szczeblu. Po niektórych płakałam, po niektórych czułam, że umieram. Ale dało to skutek. Teraz śmieję się, że przeszłam najdłuższy okres przygotowawczy w życiu. Bo biorąc pod uwagę, że po powrocie trafiłam właśnie na okres przygotowawczy przed kolejnym sezonem, trwało to pełny rok.
– Po powrocie dostałaś najpierw pojedyncze minuty, później strzeliłaś gola z Freiburgiem i wskoczyłaś do podstawowego składu. Wyszłaś w “jedenastce” na dwa mecze Ligi Mistrzyń. Jak to smakuje?
– Znakomicie. Tego dnia, gdy po raz pierwszy miałam zagrać w podstawowym składzie w meczu Ligi Mistrzyń, czułam wewnętrzny spokój. To chyba przez to, że byłam bardzo głodna gry. Pamiętam moment wyjścia z szatni, gdy w tle leciał hymn Ligi Mistrzyń. Nawet na wspomnienie tego mam ciarki. Ten moment zostanie ze mną na długo.
– Jesteś zawiedziona, że po kilku meczach w podstawowym składzie, dość szybko wróciłaś do wchodzenia na pojedyncze minuty z ławki?
– Rozegranie trzech meczów w ciągu kilku dni, niedługo po powrocie w z kontuzji, było dla mojego organizmu sporym obciążeniem. Planowaliśmy, że w następnej kolejce odpocznę. Później miałam wrócić do “jedenastki”. Niestety, przed spotkaniem z Essen naciągnęłam “dwójkę” i w rezultacie zostałam w domu. Chyba mam ostatnio jakiegoś pecha, jeśli chodzi o zdrowie. W Kolonii przez dwa lata nic się nie działo, a w ostatnich miesiącach kłopoty zdrowotne przytrafiły mi się co chwilę: przeziębienie, covid, zerwane więzadło, naciągnięcia, nawet wyrywanie “ósemek”, które mnie czeka. Kumulacja.
– W tym momencie ze zdrowiem wszystko w porządku?
– Tak. I oby tak pozostało, bo to właśnie zdrowia brakuje mi w ostatnim czasie najbardziej.
– Jak widzisz swoje perspektywy na grę w klubie po powrocie z przerwy reprezentacyjnej? Myślisz, że jesteś blisko pierwszego składu?
– Rywalizując na co dzień z zawodniczkami na tak wysokim poziomie, trudno mówić, czy jest się bliżej, czy dalej podstawowego składu. Poziom i kadra są bardzo wyrównane. Na każdym treningu trzeba dawać z siebie wszystko. Nikt nie może być pewny miejsca w “jedenastce”, wszystko może zmienić się z dnia na dzień.
– Pytam o to, bo w marcu czeka was wielki dwumecz w Lidze Mistrzyń. Trafienie na Lyon w ćwierćfinale to losowanie marzeń czy koszmarów?
– Gdy spojrzałam, z kim możemy zagrać, chciałam wpaść na Chelsea. W drugiej kolejności na Barcelonę. Trafił się Lyon. Więc jeśli chodzi o moją perspektywę, trafiłyśmy najtrudniej jak się dało. Ale rozmawiałyśmy już o tym z dziewczynami w szatni. Jeśli chcemy coś ugrać w Europie, musimy potrafić postawić się każdemu. Lyon jest w tym sezonie świetny, ale z Chelsea czy Barceloną też nie mogłybyśmy oczekiwać łatwego meczu. Podejdziemy do tego dwumeczu z pozytywnym nastawieniem. I zrobimy wszystko, co w naszej mocy, żeby awansować.