NFL
Organizatorzy pokazali, co znaczy kompromitacja. Świątek nie wytrzymała 😠😠😠 Więcej:

Organizatorzy pokazali, co znaczy kompromitacja. Świątek nie wytrzymała
Iga Świątek to nie Kopciuszek. Tuż po północy, w okropnie dusznym Miami, kareta, którą Polka pędziła do ćwierćfinału, nie zamieniła się w wielką dynię. Nasza tenisistka kapitalnie wytrzymywała trudny mecz z Eliną Switoliną. A po pokonaniu Ukrainki 7:6, 6:3 powiedziała szczerze, co myśli o graniu o tak późnej porze.
Iga Świątek rozegrała kapitalny mecz z Eliną Switoliną w czwartej rundzie turnieju WTA 1000 w Miami. Tak, naprawdę kapitalny. Choć w swej skromności Polka najwyraźniej nie do końca się z tym zgadza
Tuż po spotkaniu w rozmowie z Bartoszem Ignacikiem z Canal+ druga tenisistka światowego rankingu oceniła, że naprawdę dobry ten mecz był od tie-breaka w pierwszym secie. Podkreśliła, że wcześniej i ona, i rywalka popełniły bardzo dużo błędów. – Myślę, że dużo więcej niż w jakimkolwiek meczu, które razem grałyśmy wcześniej – mówiła Świątek.
Świątek miała pot nawet w oczach
To prawda, w pierwszej fazie pojedynku błędów było dużo. Ale nic dziwnego, że obie zawodniczki potrzebowały trochę czasu, żeby się przyzwyczaić do bardzo trudnych warunków. Spotkanie zaczęły o godzinie 22 czasu miejscowego. To akceptowalna godzina, ale na kończenie meczów, a nie zaczynanie. A tu trzeba było wejść na najwyższe obroty o późnej porze i jeszcze w bardzo uciążliwej pogodzie. W duchocie, w ogromnej wilgotności i przy absolutnym braku podmuchów wiatru, który mógłby dać jakieś ukojenie. Nic dziwnego, że obie tenisistki każdą przerwę wykorzystywały, żeby wycierać się ręcznikami. Wycierały nie tylko twarze, ale też ręce i nogi.