NFL
Operacja “Nawrocki” to najnowszy polityczny projekt “inteligenta z Żoliborza”. Oprócz tego, że osobiście namaścił Nawrockiego do startu w wyborach i udostępnił mu cały propagandowy aparat partii, w pełni zaangażował się w torowanie drogi swojemu “silnemu człowiekowi”, który właśnie niszczy stary świat polityki, którego również Kaczyński jest częścią – pisze Rafał Madajczak w komentarzu przedwyborczym. Link pod zdjęciem 👇
Prezydent ery patopolityki. W jakim kraju my w ogóle żyjemy?
.
To nie jest kolejny tekst załamujący ręce nad ciemnym ludem, który nie potrafi dokonać wyboru w imię polskiej racji stanu definiowanej przez tę czy inną redakcję. To tekst o tym, jak zostaliśmy w różnym stopniu wciągnięci w patopolitykę, którą zbudowali nam politycy. I jak pozwoliliśmy się w to bagno wciągnąć – pisze Rafał Madajczak
w komentarzu przedwyborczym.
Jak mówił niedawno w wywiadzie Grzegorza Sroczyńskiego Łukasz Pawłowski z Ogólnopolskiej Grupy Badawczej, wybory prezydenckie tylko z pozoru są wyborem między Rafałem Trzaskowskim a Karolem Nawrockim. To wybory według linii podziału góra-dół, za polityczno-medialnym establishmentem lub przeciwko niemu, w których zdecyduje nie to, jak się ktoś prezentuje czy wypowiada, a to jaką ma odpowiedź na frustrację dużej części Polski, która czuje się (nieważne, czy według suchych wskaźników ekonomicznych jest) odepchnięta od stołu ludzi sukcesu i życiowych koneksji. O wyniku zadecydują więc buzujące miesiącami, a może i latami procesy społeczne, a nie jeden tweet, marsz czy afera.
Brzmiałoby to jak piękna opowieść o dojrzałej polityce, w której dzięki obywatelskim głosom spoza mainstreamu pojawiają się nowe idee, a życie publiczne aktualizuje się do nowych czasów, przyczyniając się do większej ogólnej szczęśliwości. Tylko, że to byłaby nieprawda. Bo jeśli coś nowego pojawiło się w tej kampanii, z dojrzałą polityką nie ma nic wspólnego i niestety zostanie z nami na lata. Witajcie w erze patopolityki.
Czego nie zobaczysz w telewizji
Między turami wyborów pierwszy raz przeczytałem “Karierę Nikodema Dyzmy” Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, która mimo prawie 100 lat na karku szokuje wykraczającą poza Polskę aktualnością. W wersji telewizyjnej (genialny Roman Wilhelmi jako Dyzma) i w potocznym rozumieniu “Kariera” jest opowieścią o ćwierćinteligencie bez kwalifikacji i kręgosłupa, który dzięki swojemu tupetowi i szczęściu robi karierę w Warszawie. Tymczasem wydana dwa lata przed dojściem Adolfa Hitlera do władzy i pięć lat po zbrojnym zamachu stanu w Polsce książka ma bardziej mroczne przesłanie. Jest o ślepej fascynacji tzw. “silnym człowiekiem” i jego metodami przez szeroko rozumiane elity, które widziały w Dyzmie odtrutkę na problemy nieruchawej demokracji.