Nie ma już cienia wątpliwości! ➡️

Po meczu Igi Świątek pora już to powiedzieć głośno. Padł największy mit

Po zakończeniu Rolanda Garrosa chyba nikt nie stawiał na to, że z trójki Iga Świątek – Aryna Sabalenka – Coco Gauff to właśnie Polka znajdzie się jako jedyna w finale Wimbledonu. I uczyni to w swojej karierze szybciej od pozostałej dwójki. To koniec mitu, że Świątek nie potrafi grać na trawie. Potrafi, i to diabelnie dobrze. Amanda Anisimova będzie musiała się sporo natrudzić, by w finale nie powtórzyć losu pozostałych rywalek Polki. Jeśli raszynianka pokaże to, co w meczu z Bencic, Amerykanka będzie w potężnych tarapatach.

To był mecz, który trener Wim Fissette mógłby nagrać i pokazywać Idze Świątek przez wiele miesięcy. W zasadzie trudno było bowiem znaleźć tam choćby jeden aspekt gry, który należałoby poprawić. Belinda Bencic sama w pewnym momencie zdała sobie sprawę, że nie ma w tym półfinale ani jednego punktu zaczepienia, który mógłby pozwolić jej na myśli o rywalizacji z Polką.

Rozegrała bezbłędny mecz przy siatce (6/6 wygranych piłek), kapitalnie funkcjonował serwis (83 proc. wymian wygranych po pierwszym serwisie), 26 winnerów przy 13 niewymuszonych błędów. Nie było ani jednego słabszego elementu, który dałby Bencic nadzieję. To dowód, który powinien ostatecznie obalić tezę, jaka krążyła wśród polskich kibiców w ostatnich latach.

Nie ma już cienia wątpliwości, że Iga Świątek doskonale opanowała korty trawiaste. Wie, jak wykorzystać je, by odnosić korzyści w walce o najwyższą stawkę. Wimbledon, który w pewnym momencie wydawał się dla niej miejscem przeklętym, w tej chwili przynosi jej najważniejszy finał od ponad roku. I co więcej, Polka gra w nim absolutnie olśniewająco.

Drugi finał w ciągu kilkunastu dni, drugi właśnie na nawierzchni trawiastej. Wim Fissette bardzo chciał poprawić wyniki swojej podopiecznej na tym rodzaju kortów i już teraz należy powiedzieć, że odniósł sukces. Warto docenić fakt, że Belg ma swój duży wkład w metamorfozę, jaką na trawie przeszła Iga Świątek.