Można jedynie pokręcić głową z niedowierzaniem. Więcej ➡️

Aryna Sabalenka zszokowała świat. Kompromitacja. Tu nie ma dobrego wyjścia

Gdy usłyszałem o decyzji Aryny Sabalenki, nie mogłem uwierzyć, że to właśnie ona zdecydowała się na tak kontrowersyjny ruch. Mowa przecież o światowej marce, zawodniczce, która ma wiele do stracenia, gdy przytrafi jej się wizerunkowa wtopa. Najlepsza tenisistka świata zdecydowała się na występ u boku skandalisty, a potem jeszcze się pogrążyła. I co dla niej najgorsze, w tej sytuacji nie ma już dobrego wyjścia. A po słowach tenisistki, która argumentowała decyzję, można jedynie pokręcić głową z niedowierzaniem.

Więcej informacji znajdziesz w Przeglądzie Sportowym Onet
Przypomnijmy fakty. “Battle of the Sexes”, czyli “wojna płci”, w tenisie zupełnie nie jest niczym nowym. Już w 1973 r. zainaugurowali ją Margaret Court i Bobby Riggs, choć dużo głośniej było o stoczonym kilka miesięcy później trzysetowym boju Billie Jean King Cup z tym samym rywalem. Rywalizacja gwiazdy kobiecego tenisa ze znacznie starszym rywalem miała arcyważny podtekst.

Billie Jean King wzięła udział w przedsięwzięciu, by udowodnić masowej publice, że kobietom także należy się miejsce w blasku fleszy. Że tenis w kobiecym wydaniu może dać publice więcej emocji niż rywalizacja mężczyzn na tym samym poziomie. W tym samym 1973 r. raczkowała dopiero co założona organizacja WTA, która potrzebowała rozgłosu. To bój nie o udowodnienie, że kobiety grają w tenisa lepiej od mężczyzn, ale o przekonanie widowni, że kobietom też należy się miejsce w zawodowym sporcie.

Głośny mecz pokazowy, którego rozegranie było uzasadnione ponad 50 lat temu, dziś jest pozbawiony tego podtekstu. Aryna Sabalenka chce być tą, która udowodni, że zawodniczka ze światowej czołówki jest w stanie ograć byłego finalistę wielkoszlemowego, Nicka Kyrgiosa. Tenisistę, który od marca nie rozegrał ani jednego meczu w cyklu ATP.