NFL
Janusza Korwin-Mikke w sądzie z Braunem. Kamera go uchwyciła
W warszawskim sądzie miał być pokaz politycznej lojalności: Janusz Korwin-Mikke na widowni, Grzegorz Braun na ławie oskarżonych i chóralne modlitwy za „prześladowanego” posła. Zamiast manifestu—zaskoczenie. Gdy Braun rozwijał płomienne wywody o „neosędziach” i spisku elit, jego starszy sojusznik… przymknął oczy. I nie był to gest protestu.
To był początek procesu, który — z racji nazwiska oskarżonego i politycznego ciężaru sprawy — od pierwszej minuty zapowiadał się głośno. 8 grudnia 2025 r. na Pradze-Południe zebrał się tłum sympatyków Grzegorza Brauna; modlitwy i okrzyki odbijały się od ścian sądowych korytarzy, tworząc atmosferę bardziej przypominającą manifestację niż zwykłą rozprawę. Policja pilnowała porządku, trzymając emocje w ryzach, bo nastroje były wyraźnie podgrzane. Na sali sądowej rozpoczęła się gra na wielu frontach — od haseł o „politycznym procesie”, przez wniosek o wyłączenie sędziego, aż po przywoływanie europejskiego orzecznictwa, co w ustach zadeklarowanego eurosceptyka brzmiało jak paradoks sam w sobie.
A jednak to nie argumenty prawne ani okrzyki z korytarza stały się najbardziej komentowanym elementem dnia. W centrum medialnych doniesień znalazł się obrazek, który obiegł internet w kilka godzin: Janusz Korwin-Mikke, wierny towarzysz politycznych bojów Brauna, siedzi na ławie i… przysypia. Zdjęcia i relacje opublikowane przez „Fakt” szybko stały się symbolem całego wydarzenia — mieszaniną politycznego spektaklu, absurdu i teatru, który w ostatnich latach coraz częściej przenosi się na salę sądową. Ta scena, choć z pozoru marginalna, świetnie oddała klimat procesu: napięcie, chaos, patos i ironię splątane w jeden dzień, który trudno pomylić z jakąkolwiek inną rozprawą.