Connect with us

NFL

🔴 Opinia

Published

on

Świat czegoś takiego nie widział”. Ter Stegen może się pakować (OPINIA)

Wojciech Szczęsny jest pierwszym piłkarzem w historii, który po zakończeniu kariery… rozegrał najlepszy mecz w karierze. Przynajmniej klubowej. Z Benficą (1:0) był spektakularny. Bronił tak, że Marc-Andre ter Stegen może nie mieć dokąd wracać.

W środowy wieczór światło na Estadio da Luz miało padać na Roberta Lewandowskiego, który na stadionie Benfiki czuje się jak w domu (więcej TUTAJ), tymczasem to Wojciech Szczęsny zawładnął sceną w Lizbonie. To był one man show od pierwszej do ostatniej minuty. I to dosłownie! Przecież pierwszą interwencję wykonał już w 18. sekundzie.

Gdyby skapitulował wtedy po strzale Kerema Akturkoglu, nikt nie miałby do niego pretensji, ale Szczęsny pojawił się w Lizbonie, by zmazać plamę sprzed pięciu tygodni i szalonego meczu fazy ligowej. I bronił jak w transie. Spektakularnie jak podczas mundialu w Katarze, gdy potrafił “wyjąć” nawet rzut karny Leo Messiemu.

Trzymał grającą w osłabieniu Barcelonę przy życiu. Kolejnymi interwencjami podawał kolegom tlen. A musiał uwijać się jak w ukropie, bo gospodarze sprawdzili go aż osiem razy – dotąd w Barcelonie nie był tak zapracowany w żadnym meczu. Nawet w spotkaniach z Atletico w Pucharze Króla (4:4) i Benficą w fazie ligowej Champions League (5:4) rywale nie oddali na jego bramkę tylu uderzeń.

ZOBACZ WIDEO: Problemy wielkich klubów w nowym formacie Ligi Mistrzów. “Wnioski zostaną wyciągnięte”

A nie były to strzały “na zdjęcie do galerii”. Większość to były wymagające sytuacje, ale Szczęsny tego wieczoru był nie do pokonania. Nie był tylko bezbłędny – był fenomenalny. Bronił strzały z bliska, dobitki, w tłoku, zza zasłony i bomby z dystansu – pokazał pełen wachlarz bramkarskiego rzemiosła. Wróć! To była bramkarska sztuka najwyższej klasy.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden szczegół. Równie imponujące było zachowanie Szczęsnego po kolejnych interwencjach. Wielu bramkarzy miałoby do kolegów pretensje, że rywale jadą z nimi jak z furą “wiadomoczego”. Wszyscy znamy ten widok, gdy golkiper odbija piłkę, a następnie strofuje obrońców o to, jak w ogóle śmieli dopuścić do strzału.

Tymczasem reakcje Szczęsnego były inne. On robił swoje i nikogo nie obwiniał. Był niewzruszony jak Andrea Pirlo. W trudnych momentach dawał drużynie potrzebny jej spokój. Budował kolegów. To bezcenne. To był klucz do zwycięstwa. Ten sam, którym Szczęsny zamknął swoją bramkę na cztery spusty. I którym zamknął na dobre dyskusję na temat swojej przydatności.

A przecież nawet teraz nie brakowało głosów – i z Barcelony, i z Lizbony – podających jego klasę w wątpliwość (więcej TUTAJ i TUTAJ). I co, panowie Santos i Tellez, nie wstyd wam teraz za te brednie? Zresztą, nie tylko wam. Ze wstydu palą się też teraz dyrektorzy w gabinetach największych europejskich klubów, którzy kilka miesięcy temu nie mieli pracy dla Szczęsnego.

Przecież on, co chyba nigdy nie wybrzmiało z odpowiednią siłą, w minionym sezonie stał się najlepszą wersją siebie. Był w życiowej formie, a o tym, że latem został bez klubu i postanowił zakończyć karierę, zadecydował specyficzny rynek i jego wąska, bramkarska specjalizacja (więcej TUTAJ).

Click to comment

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Copyright © 2024 UKdiscoverer