NFL
Iga Świątek: od dziecka lubiłam rywalizację, ale najlepszy sportowiec też częściej przegrywa, niż zwycięża. Musiałam przemyśleć, co mi daje radość w tenisie
Ma dwadzieścia dwa lata i należy do czołówki światowego tenisa. Jedyna Polka, która wygrała wielkoszlemowy turniej na kortach Roland Garros i jest w pierwszej dziesiątce rankingu WTA. Ale Iga Świątek jest kimś więcej niż gwiazdą sportu. Przypominamy wywiad z numeru styczniowego, 2022 roku.
Amerykanie mawiają o takich jak ona „dziewczyna z sąsiedztwa”. To ktoś, kto mimo wybitnych sukcesów zachowuje się bezpretensjonalnie i jest tak lubiany, że z radością wymienialibyśmy z nim „cześć” w windzie. W rozegranym niedawno w Meksyku finale WTA 2021, nazywanym Masters – bo biorą w nim udział najlepsze, najwyżej punktowane tenisistki – Iga była jedyną zawodniczką urodzoną w XXI wieku. Symptomatyczne, bo wszystko, co robi, należy już do nowych czasów. Nigdy przedtem nie mieliśmy osoby publicznej, która tak świetnie wykorzystywałaby media społecznościowe do budowania relacji. Iga pisze na bieżąco, jakie książki czyta (różne: Michelle Obamę, klasykę, jak „Wichrowe wzgórza”, i poradniki, np. „Zaufanie. Waluta przyszłości”), jakiej muzyki słucha (jeszcze bardziej zróżnicowanej, od Jimiego Hendrixa po The Cardigans), co jada (wszystko: nawet słodycze, choć nigdy po meczu, gdy jej organizm potrzebuje regeneracji), i co myśli o tym jej czarna kotka Grappa (ta najwidoczniej nie przejmuje się faktem, że mieszka z gwiazdą i milionerką…)
Iga publicznie pokazuje, jak ważna jest współpraca z ludźmi, którzy pomagają jej osiągać sukcesy, i jak potrzebna jest w teamie zabawa. Nie na darmo jej ulubionym serialem są kultowi „Przyjaciele”, a ulubioną bohaterką najzabawniejsza z nich: Phoebe. Super jest nie tylko to, że potrafi się dzielić swoją radością i wspierać innych – premię za wygranie trzeciej rundy Indian Wells, ponad 200 tysięcy złotych, przeznaczyła na pomoc w obszarze zdrowia psychicznego – lecz także to, że o pomoc w wybraniu organizacji, które dostaną te pieniądze, poprosiła swoich fanów. Lubię ją także za to, że po wygranym punkcie, zamiast jakiegoś „yesss!” czy „wow!”, woła na korcie „jazda!”. I że ujmuje się za wszystkimi introwertykami świata, nieskorymi do wychodzenia z cienia, wspierając ich postem: „Tak samo jak mamy prawo do publicznego wypowiadania poglądów, mamy też prawo zachowywania ich dla siebie”.