NFL
😮😮 Link w komentarzu
Mistrzyni olimpijska urodziła dziecko na parkingu. Myślała, że nie przeżyje
Sarah Sjoestroem, utytułowana pływaczka i trzykrotna mistrzyni olimpijska, przeżyła prawdziwy koszmar. We wtorkowy wieczór 26 sierpnia urodziła syna na parkingu przed kliniką w Sztokholmie. Poród odbył się w karetce, a pływaczka przyznała: „Myślałam, że nie przeżyję”.
Dramatyczne sceny rozegrały się we wtorek 26 sierpnia w Sztokholmie. Trzykrotna mistrzyni olimpijska i wielokrotna mistrzyni świata w pływaniu – Sarah Sjoestroem – doświadczyła jednego z najbardziej ekstremalnych momentów swojego życia. Z powodu przepełnienia szpitala została zmuszona do porodu w karetce zaparkowanej przed kliniką.
Jeszcze pięć godzin przed narodzinami swojego syna pływaczka udała się do szpitala na rutynową kontrolę. Jak sama relacjonuje, została odesłana do domu, gdyż lekarze uznali, że to jeszcze wczesny etap porodu. W ciągu kilku minut sytuacja jednak uległa radykalnej zmianie. Pojawiło się krwawienie oraz silne skurcze, które zmusiły Sjoestroem do natychmiastowego kontaktu z oddziałem położniczym.
Szwedzka mistrzyni 0limpijska urodziła syna w karetce
Położna, która rozmawiała z Sarah Sjoestroem przez telefon, po samym oddechu zawodniczki rozpoznała, że poród jest w bardzo zaawansowanej fazie. Niezwłocznie wezwała karetkę. Niestety, pierwotnie wyznaczony szpital był przepełniony, więc ratownicy medyczni musieli przewieźć ją do innej placówki.
Droga do alternatywnego szpitala wydawała się nie mieć końca. Karetka pędziła na sygnale, jednak ból, który odczuwała zawodniczka, był nie do zniesienia. Jak sama przyznała na Instagramie, miała wrażenie, że nie przeżyje tej drogi. Po przybyciu na miejsce okazało się, że nie ma czasu na transport do środka – poród trzeba było odebrać natychmiast, jeszcze w karetce.
5 godzin przed jego narodzinami poszliśmy na kontrolę, bo miałam wrażenie, że już blisko porodu. Ale odesłano nas do domu, ponieważ byłam jeszcze w bardzo wczesnym stadium. Chwilę po powrocie do domu wszystko szybko się zmieniło w ciągu kilku chwil, a ból skurczy stał się przytłaczający. Zaczęłam krwawić i od razu zadzwoniłam na oddział położniczy w szpitalu, do którego mieliśmy jechać. Położna przez telefon po moim oddechu rozpoznała, że jestem już na etapie wypychania i na szczęście nalegała, żeby wysłać nam karetkę, która zawiezie nas do następnego dostępnego szpitala. Ten, do którego mieliśmy jechać, była pełen